Gdyby nie Michael Jackson, byłby milionerem. Dziś nie może nawet znaleźć pracy
- Szczegóły
- Odsłony: 137
Nasze pasje mogą być dla nas destrukcyjne.
Niekiedy miłość do jakiejś aktywności budzi się w nas już w dzieciństwie albo w latach nastoletnich. Zwykle łapiemy zainteresowanie nowymi rzeczami, pasjami co trochę, ale zapał do nich szybko gaśnie i jest raczej z tych „słomianych”. Podobnie jest z fascynacją idolami z dzieciństwa.
Z reguły z rozrzewnieniem wspominamy plakaty, które mieliśmy nad łóżkiem i odnosimy się do ludzi, którzy byli wtedy dla nas bóstwami. Niekiedy jednak takie fascynacje trwają przez długie lata, a ludzie bez opamiętania gromadzą pamiątki gwiazdach, które obdarzyli potężnym uczuciem.
Tak właśnie było w przypadku 38-letniego dziś Johna Lomasa. Brytyjczyk miał zaledwie 13 lat, gdy zafascynował się Michaelem Jacksonem i wtedy właśnie zaczął zbierać przedmioty w jakiś sposób związane z ikoną popkultury. Jego pokój, a w późniejszych latach mieszkanie zaczęło przypominać sanktuarium kultowego piosenkarza.
John nie wierzył w doniesienia o przestępstwach w stosunku do nieletnich, których odpuścił się Jackson. Ufał, że jego idol jest niewinny i dalej gromadził szpargały. Przez lata uzbierało się tego tyle, że jak obliczył mężczyzna, gdyby nie pamiątki, miałby dziś na koncie 1,8 mln dolarów (prawie 7 mln zł). Ale to nie wszystko psychofan zdecydował się na jeszcze jeden ważny krok, który był prawdziwym początkiem jego dramatu…
Katastrofa przydarzyła się po wyjeździe Johna do Los Angeles. Po powrocie z miasta, gdzie muzyk zmarł, John był tak przejęty, że postanowił oficjalnie zmienić imię i nazwisko z John Lomas na John Michael Jackson. Takie dane widnieją dziś w jego dokumentach. Wkrótce jednak bardzo pożałował tej śmiałej decyzji. Wszystko za sprawą dokumentu „Leaving Neverland”, w którym ofiary otwarcie mówią o molestowaniu przez króla popu.
Po jego obejrzeniu do mężczyzny dotarło, jaki wielki błąd popełnił. Pełne imię i nazwisko wisi teraz nad nim jak klątwa. To piętno, którego nie może się pozbyć. Na domiar złego John stara się o pracę opiekuna w świetlicy. Nic dziwnego, że nie może jej dostać.
Za każdym razem, gdy ubiegam się o pracę, muszę ujawnić moje imię i nazwisko. Wygląda to naprawdę źle, że postanowiłem zmienić swoje imię do domniemanego pedofila" – podkreśla Brytyjczyk.
Najgorsze, że przez brak pracy nie stać go na zmianę nazwiska i koło się zamyka. Doszło nawet do tego, że na 120 dolarów na korektę w papierach musiał założyć kampanię crowdfoundingową (pamiętacie, ile wydał na pamiątki). Dziś ostrzega innych przed podobnymi fascynacjami. – Nie stawiajcie ludziom pomników za życia. Nigdy nie wiadomo, jakie potwory mogły w nich siedzieć – mówi. Współczujecie mu?