Brian May wydał nowy solowy utwór. Uświetnił historyczne osiągnięcie NASA
- Szczegóły
- Odsłony: 160
Blisko 20 lat. Tyle musieli czekać fani Briana Maya, by usłyszeć jego nowy, solowy utwór. I trzeba przyznać, że to prawdziwy muzyczny odlot w kosmos.
Prawdopodobnie najlepszy astrofizyk wśród muzyków i najlepszy muzyk wśród astrofizyków - Brian May udowodnił, że można łączyć pasje, nawet jeśli wydają się wyjątkowo odległe. Dla fanów Queen nie jest tajemnicą, że Brian May pasjonuje się astronomią i ma tytuł doktora w tej dziedzinie. Ukończył matematykę i fizykę na Imperial College w Londynie, pracował nawet jako nauczyciel matematyki. Studia z nauk ścisłych, jak wspominał później, zrobił na wypadek, gdyby kariera muzyka rockowego nie wypaliła.
- Moi rodzice uważali, że powinienem zdobyć jakiś porządny zawód. Oni dorastali w świecie, w którym bardzo trudno było się wykształcić. Ich marzeniem było, abym zdobył gruntowne wykształcenie i szanowany zawód, niewymagający trudu rąk i gwarantujący wygodne życie moim dzieciom. Ale ja widziałem to inaczej. Bardzo interesowałem się astronomią i lubiłem się nią zajmować. A jednak od chwili, gdy po raz pierwszy wyszedłem z gitarą na scenę, myśli o tym, by poświęcić się muzyce, nie dawały mi spokoju - opowiadał w wywiadach.
O zakupie gitary elektrycznej marzył już jako nastolatek, ale jego rodzice nie byli w stanie pozwolić sobie na taki wydatek. Dlatego artysta wraz z ojcem (Haroldem), wpadli na alternatywny pomysł: skonstruowanie własnej. Red Special, bo tak nazwał instrument, mimo amatorskiego wykonania, był w pełni profesjonalny i miał ogromną zaletę - jego brzmienie było unikatowe. May przywiązał się do niej na tyle, że gra na niej do dziś. Nic dziwnego, to właśnie te charakterystyczne riffy stały się jego znakiem firmowym.
Jednak zespół Smile, w którym grał na studiach (założył go w 1968 r.), nie miał przed sobą świetlanej przyszłości. May po zdobyciu dyplomu zaczął pracować nad doktoratem. I to związany z pracą naukową wyjazd na Teneryfę w 1970 r., jak przypomina "Teraz Rock", był jednym z powodów, przez które zespół nie przetrwał.
- Wysłano mnie tam, abym wyposażył nowe obserwatorium astronomiczne na zboczu wulkanu Teide, a przy okazji przeprowadził obserwacje koniecznie do napisania pracy doktorskiej. Siedziałem tam zupełnie sam, towarzyszyły mi tylko jakieś chrząszcze i oczywiście gitara. No i pewnego razu na szczycie Teide wziąłem do ręki instrument, a riff, jaki przyszedł mi do głowy, rozwinąłem później w utwór "Tie Your Mother’s Down" - mówił w jednym z wywiadów udzielonym magazynowi.